Polacy ruszyli. Korzystają z tego, że rząd postanowił otworzyć hotele. Fajnie, też się cieszę. Tłumy ruszyły między innymi do Zakopanego.
Późnym wieczorem turyści zgromadzili się na Krupówkach. W pewnym momencie zaczęli, skakać, tańczyć i śpiewać. Głównie w rytm popularnego utworu Sławomira pt. "Miłość w Zakopanem".
Trwa epidemia. Interweniowała policja. Widok funkcjonariuszy sprawił, że część turystów zaczęła uciekać. Niektórzy uczestnicy zabawy na świeżym powietrzu otrzymali natomiast mandaty za gromadzenie się i brak maseczek.
Owczy pęd na Zakopane
Mógłbym się solidaryzować z tymi ludźmi. Przecież wreszcie mogli wspólnie bawić się na Krupówkach, pośpiewać. Jednak jest coś, co mi nie pozwala tego zrobić.
Wyprawy do Zakopanego w obecnych czasach to trochę siara, a tym bardziej branie udział w jakimś mega wielkim FlashMobie na Krupówkach i czekanie na reakcję policji. Pal licho epidemię. Miejsce stało się przereklamowane. To tak jak przyjazd do Sopotu jak do... uzdrowiska - na podleczenie zdrowia, gdy Sopot to dzisiaj synonim słowa: "imprezowania", skąd można wyjechać nawet z nałogami.
Trudno mi zrozumieć osoby, które biorą udział w owczym pędzie - to znaczy wybierają się tam, gdzie niemal na pewno jedzie nasz sąsiad.
Mógłbym wziąć udział w podobnych tańcach na przykład na tamie Solinie. To jest dużo ciekawsze miejsce niż Krupówki.

Zobacz także: Czy prezydent Gdańska spojrzy w oczy rodzinom ofiar komunizmu i faszyzmu?